Recenzja książki To nie jest kraj dla starych ludzi

„To nie jest kraj dla starych ludzi” Cormana McCarthy\'ego to powieść z 2005 roku. W polskim przekładzie ukazała się w roku 2008, czyli po polskiej premierze oscarowego filmu braci Coen.

Zasady w prozie McCarthy\'ego są jasne. Dostęp do psychiki bohaterów i ich ukrytych motywacji mamy niezmiernie ograniczony. Jak już ktoś coś powie, to to też są raczej strzępki niż pełnometrażowe wyznania. Żadnych śladów, żadnych wzmianek o trudnym dzieciństwie – piekło domorosłego psychologa. Fabuła jest prosta, a nawet szczątkowa – da się ją bez najmniejszego wysiłku streścić w dwóch zdaniach. Problem pojawiłby się dopiero wówczas, gdybyśmy byli zmuszeni wyjść poza te dwa kluczowe zdania. To, co mieści się pomiędzy pierwszym a drugim zdaniem streszczenia to podróż w którą udajemy się z każdym z bohaterów: z Mossem, który ucieka przed konsekwencjami najgorszej decyzji swojego życia, z Szeryfem Bellem, który rad byłby ochronić Mossa przed tymi konsekwencjami i z Chigurhem, który jest tu absolutnym Panem Bogiem i Sprawcą i jedynym chyba na całym świecie człowiekiem, niewzruszenie i nieuchronnie podporządkowanym swoim zasadom.

Moss jest radykalnym zaprzeczeniem amerykańskiej kariery od pucybuta do milionera. A Chigurh to uosobienie fatum i jeden z najbardziej udanych literackich czarnych bohaterów.

Żadnego nadmiaru. Widzimy tylko to, co jest tu i teraz (poza fragmentami należącymi do Szeryfa). Jesteśmy biernymi obserwatorami, niedysponującymi kartotekami sprawców i ofiar, historią ich życia, prawdopodobnym tłem dokonywanych wyborów. Do tego trzeba dodać wyjątkowo oszczędne, rwane, pokawałkowane dialogi, z których dowiadujemy się równie niewiele. Pozostaje nam więc tylko podporządkować się biegowi zdarzeń. Być może to właśnie z tego powodu „To nie jest kraj dla starych ludzi” tak idealnie sprawdziło się na dużym ekranie. Bo trzeba przyznać, że ta patologiczna skromność wyrazu robi duże wrażenie tak na kartach książki, jak i w filmie.

Dla przykładu, dla wszystkich, którzy nie poznali jeszcze oszczędnego stylu McCarthy\'ego, wklejam jeden krótki dialog – rozmowę Chigurha z panem ze sklepu na stacji benzynowej:
Będzie pan kupował coś jeszcze? - spytał tamten.
Nie wiem. A co mam kupić?
O co panu chodzi?
Z czym?
Z niczym.
Czy mnie pytasz o co mi chodzi z niczym?
(…)
Będzie pan kupował coś jeszcze?
Po co znów o to pytasz?

I tak dalej, i tak dalej. Dialogów takich jak ten jest w książce McCarthy\'ego pełno. I każdy z nich bez ostrzeżenia wali cię obuchem w głowę.

Od czasu do czasu, trochę poza tym wszystkim słuchamy opowieści zgorzkniałego starego Szeryfa. Możesz się nie do końca zgadzać z poglądami Szeryfa Bella, na przykład w tym fragmencie:

„Ludzie, których spotykam na co dzień, przeważnie są prości. Zwyczajnie przywiązani do ziemi, jak to się mówi. Powiedziałem jej to, a ona zabawnie na mnie popatrzyła. Pewnie myślała, że mówię o nich coś złego, ale w moich stronach to oczywiście duży komplement. Dalej gadała i gadała. W końcu oznajmiła: „Nie podoba mi się, jak ten kraj jest rządzony. Chciałabym, żeby moja wnuczka miała prawo do aborcji”. Odpowiedziałem: „No cóż, droga pani, nie sądzę, żeby pani miała powody do martwienia się o sposób rządzenia tym krajem. Widzę, dokąd zmierza, i nie wątpię, że wnuczka będzie miała prawo do aborcji. Powiem więcej, będzie miała prawo nie tylko do aborcji, ale także do uśpienia pani”. Co w dużej mierze przyczyniło się do zakończenia rozmowy” ,

ale trudno nie podzielić jego przekonania, że świat zmierza w złym, w bardzo złym kierunku.

Znacie wielu takich jak Bell. Przysiadają się na przystanku autobusowym, w pociągu lub na ławce w parku i opisują wam całe swoje zmarnowane życie. A wam się wydaje, że teraz to już tylko albo odejść, wysiąść, zostawić starca, by zaczaił się na kolejną ofiarę, albo popełnić samobójstwo. Ale nie robimy tego, nie odchodzimy. Czekamy grzecznie aż starzec dokończy swą historię. On nie jest pewien czy zaraz się nie zmyjemy pod byle pretekstem, więc zerka co chwila, pilnując, byśmy nie mogli wejść mu w słowo. Zdaje sobie sprawę, że być może ma przed sobą Ostatniego Słuchacza, że już niebawem każdy, do kogo się zwróci, odejdzie w popłochu. Zdaje sobie sprawę, że to nie jest kraj dla starych ludzi. A w każdym razie na pewno nie dla takich, jak on.