Recenzja komiksu Rany wylotowe

Komiksy dla osób, które nie interesują się tym tematem, zazwyczaj kojarzą się z czymś infantylnym i mało wartościowym. “Rany wylotowe” to doskonały przykład na to, iż narracja obrazkowa ma duże ambicje i potrafi je realizować. Mam nadzieję, że ta recenzja zachęci sceptyków.

Uprzedzenia względem kimksu wynikają z tego, że niemal każdy zetknął się z nimi w dzieciństwie. Później do końca życia hasło “komiks” kojarzy z bajką, często mało ambitną, ewentualnie z historiami o superbohaterach, którzy za pomocą swoich supermocy radzą sobie z superłotrami. Tymczasem ten sposób opowiadania historii ma już długą tradycję, jeśli chodzi o dzieła z wysokimi aspiracjami artystycznymi.

W “Ranach wylotowych” Rutu Modan odnajdziemy to wszystko, co możemy też odnaleźć w porządnie napisanej książce, czy nietuzinkowym filmie. Tezy, nawet jeśli są, autorka ukryła w fabule i nie atakuje nimi bezpośrednio czytelnika. Jakiekolwiek wnioski po lekturze są kwestią interpretacji, a nie narzuconego przez Modan sposobu myślenia. “Rany wylotowe” to komiks, który całkowicie zrywa z popkulturowym nurtem historii obrazkowych dla dzieci i miłośników fantastyki. Jest to historia obyczajowa czystej wody. Nie oznacza to jednak, iż jest wtórna i nieinteresująca. Opowiada o dziwnym scenariuszu, jakie napisało życie głównego bohatera, Kobiego. To młody człowiek, niby jakoś radzący sobie w życiu (ma pracę, jedyny jego nałóg to papierosy), jednak naznaczony piętnem marazmu i rezygnacji.

Przede wszystkim Kobi nie potrafi sobie poradzić ze swoją przeszłością. Kluczowa jest tu postać ojca, którego poznajemy pośrednio podczas całego komiksu. Nie pojawia się on nigdy, wszystkie informacje o nim pochodzą albo z opowiadanych wspomnień Kobiego, albo z odnajdywanych elementów przeszłości jego rodziciela. Swoją drogą przeszłość ta okazuje się bardzo ciekawa i niezwykle zaskakująca. Kobi musi zweryfikować większość ze swoich przekonań na temat ojca.

W tej historii, tak jak w życiu, nic nie okazuje się tak proste, jak wydawało się na początku. Ludzie są bardziej złożeni, niż proste podsumowania, którymi tak często jesteśmy skłonni operować. Składają się ze słabości, ale też z zalet. Podobnie wydarzenia, które się nam przytrafiają - z nic nie znaczących niespodziewanie zamieniają sięw coś, co kompletnie nas odmienia.